Kategorie
głębokie rozmowy psychologia sanskriti

Nowy Dom Jogi na Mokotowie?

Hej! Być może przybyłeś lub przybyłaś tu poprzez ten plakat:

Jeśli tak, to super, bo już niedługo spotykamy się przy Cafe Grzybek & Chill. Domena jak widzicie to introspekcja.pl, a svastha.pl jest na razie w budowie. Niemniej w tym poście możecie przeczytać o tym, czym jest nasza podróż z jogą.

Poniżej wpis ze stycznia tego roku!

Pewnie przez to, że spędziłem w Indiach dwa lata i po prostu zanurkowałem w ich duchowy świat, wykształciła się we mnie dziwna dzika myśl: “Jakby to było prowadzić aszram?”, albo “A co jeśli wszystkie mieszkania w Warszawie, to tak naprawdę aszramy?”.

Pamiętam jak jadąc tramwajem przyglądałem się kamienicom i blokom, myśląc: “A w każdym z nich dzieje się coś ciekawego. Tutaj robią jogę, tutaj vipassanę, tutaj gotują, tu śpiewają, tam czytają”. A kawałek obok jeszcze latają na czymś innym ✨🍄

Lubię pracować. Jedną z definicji aszramu, którą usłyszałem w Indiach, była taka, że to miejsce wzmożonej pracy, bo skoro samo “śrama” (ale tam gdzie byłem wymawiają “szrama”) znaczy “wysiłek, ćwiczenie, praca”, to choć aśrama oznacza wolność od nich, āśrama – czyli przez długie “a”, oznacza pełny lub wzmożony wysiłek. Rzecz jasna, w jakimś transcendentnym kierunku.

Moje początki jogi z nauczycielem – tłumaczenie Bhagawadgity w Akademii Atma

Po jedenastu już latach, kiedy to “rzuciłem wszystko i wyjechałem w Bieszczady”, by spotkać nauczyciela jogi jak na ironię nad morzem, dojrzałem do stworzenia domu z jogą. Jakoś połączyłem różne swoje światy, poznałem odpowiednią partnerkę i popłynęło. Mamy można powiedzieć swój Mały Warszawski āśram.

Wymyśliliśmy sobie na początku, że będziemy robić jogę ze śniadaniem. Byliśmy oczywiście najpierw na kursie nauczycieli, tak, razem, w Indiach, po bożemu. Pojechaliśmy najpierw do mojej super sekty (uwielbiam jak w podręcznikach psychologicznych to słowo jest nacechowane), a potem dwie doby pociągiem na południe, na Goa. Wszyscy dodawali nam otuchy, by działać. A my im.

Wróciliśmy do domu, wyremontowaliśmy mieszkanie, dostaliśmy błogosławieństwo od zarządczyni nieruchomości i spędziliśmy sylwestra we dwoje, oglądając rzucony na ścianę piękny film “About Time” w naszej sali do jogi.

Jest styczeń. Oboje studiujemy psychologię, Jagoda za kilka miesięcy będzie panią magister. Mamy fajne nastawienie do ludzi, do rozmów i do jogi. Czyli psychologia z jogą. Taki duet. Co można z tego upiec?

Na pewno zajęcia w stylu Hatha Flow – ten nam podpasował spośród Ashtanga-vinyasy(-flow) oraz tradycyjnej Hathy najbardziej. Do tego wieczorna Hatha Slow, taka nasza nazwa na coś pomiędzy Yin Jogą i Hathą Flow.

Na zajęciach w Goa, gdzie jedliśmy curry i wydawaliśmy dolary.

Medytacje w ciągu dnia. Chcę trafić do freelancerów, którzy kręcą się po Mokotowie, by mogli zresetować baniak między dwunastą a trzynastą, zamiast parzyć kolejną kawę. Tak to sobie wyobrażam, że ludzie z Regeneracji, Relaksu, Mozaiki, Grzybka, itd. (lokalne kawiarnie), maszerują do nas na wewnętrzne wyciszenie czy też podróż wgłąb.

A do tego? Rozmowy, bo my lubimy rozmawiać. Spotkania dla par, które z początku chcemy robić online. Żeby jakoś łatwiej się przełamać i też wiadomo, czas/dojazd, a kiedyś może i na żywo. O co nam tutaj chodzi? O to, żeby w koleżeńskiej atmosferze wymienić się doświadczeniem z bycia w związku. To czasem pomaga niebagatelnie, odbić swój obraz od innych par i zobaczyć, że w gruncie rzeczy mamy podobnie, a czasem nauczyć się, że można inaczej.

Tutaj czytamy na zmianę książki On i Ona, Roberta Johnsona, żeby się dogadać.

Podobnie z Grupą Wsparcia, przy czym tutaj będziemy trochę bardziej… wspierający. Lubimy pomagać i musimy gdzieś te nasze zapędy realizować, a przecież dużo osób potrzebuje czasem pogadać. To otwarta grupa, gdzie będzie można wnieść swój gorszy moment i wyjść z większym poczuciem samoakceptacji i wpływu na swoje życie.

Także to tyle. To początek nowej przygody. Łącznie mamy około 18 godzin zajęć tygodniowo! Dla nas to na razie jest “Wow!”, a mamy ochotę dalej się rozwijać. Także dzielcie się tym postem jeśli łaska i zapraszajcie znajomych. Obecnie oferujemy nasze talenty w formie “Donation Box”. Czyż to nie szlachetne? Ale nie przyzwyczajajcie się, po prostu przychodźcie z rodziną i przyjaciółmi, a przywiązanie zacznie się powoli formować samo 😉

Kalendarz zajęć

W planie mamy:

  • Jogę ze śniadaniem, która będzie odbywała się dwa razy w tygodniu (wtorki i czwartki) od godziny 6:45 do 8:45; pierwsza część obejmuje powitania słońca, medytację i lekkie ćwiczenia oddechowe i potrwa około godziny a po tej części zjemy sobie razem śniadanie i pożegnamy około godziny 8:45;
  • Pełną sesję Hathy Flow, w godzinach 9:00-10:30, trzy razy w tygodniu (poniedziałek, środa i piątek); ta sesja będzie nieco intensywniejsza i nie zakończy się wystawnym śniadaniem, ale w kuchni zawsze będą dostępne jakieś małe, energetyczne przekąski do waszej dyspozycji;
  • Medytacje, na które zapraszamy was dwa razy w tygodniu (wtorki i czwartki), od godziny 12:30-13:00; tutaj zachęcamy do tego, żeby sobie usiąść i znaleźć chwilę spokoju w środku dnia, żeby zintegrować to, co działo się w pierwszej jego części i nastroić na to, co nas jeszcze czeka popołudniu; medytacja może być prowadzona (przez jedno z nas) lub zupełnie wolna, w zależności od tego, z czym do nas przyjdziecie;
To się nazywa rozkład dnia na chacie! Zapraszamy!
  • Popołudniową sesję w stylu Hathy Slow, między 18:00 a 19:30 (też wtorki i czwartki), która będzie nieco wolniejsza, relaksacyjna, taka, żeby wyciszyć ciało i umysł po całym dniu i przygotować się na sen; 
  • Spotkania par (online!) jeden raz w tygodniu (poniedziałek) od godziny 18:00 do 19:30, podczas których będziemy dzielić się doświadczeniami naszych związków i rozmawiać o tym, o czym nam akurat będzie trzeba;
  • Grupy wsparcia dla wszystkich (również online), spotykamy się w każdą środę między 18:00 a 19:30 po to, aby pogadać o tym, z czym nam trudno i dostać wsparcie tam, gdzie go potrzebujemy. 
  • Piątkowe kirtany lub filmy (mamy wielki ekran z projektora) od 18:00, bo czasem nie wiadomo, gdzie pójść na imprezę! A w piąteczek korci, żeby gdzieś wyjść…
Certyfikaty w dłoń i do roboty.

Rzut oka na naszą salę jogowo-kinowo-kirtanową:

Zapraszamy też do polubienia naszej strony na Fejsbuku i na mojego Instagrama, gdzie będziemy wrzucać aktualności, plan tygodnia itd. Do zobaczenia!

Kategorie
sanskriti

Cel prawa karmy

Pytanie: Reakcje karmiczne często porównywane są z karą wymierzaną przez autorytety. Jednakże różnica polega na tym, iż w przypadku kary istnieje wyraźne powiązanie przyczynowo skutkowe. Osoba ukarana wie dlaczego tak się stało i że celem kary jest skorygowanie jej zachowania. W przypadku karmy ludzie zazwyczaj nie mają pojęcia dlaczego spotkała ich kara. Tym samym poprawa nie może zostać osiągnięta. Karma zdaje się być ślepym prawem istniejącym tylko po to, żeby istnieć. Wydaje się nie mieć żadnego celu poza własną egzystencją. Stąd pytanie, może jednak płynie jakaś korzyść dla osoby dotkniętej reakcją karmiczną?

Odpowiedź: Karma nie jest bezcelowym prawem. Jej cel jest dwojaki. Pierwszy to utrzymywanie moralności i harmonii w społeczeństwie. Jego fundamentem jest fakt, że każde nasze działanie wywiera wpływ na nas i na nasze otoczenie. Pisma (śāstra) jasno tłumaczą, że jeśli dopuszczamy się czynu zakazanego, to musimy ponieść tego konsekwencje. Nie jest też prawdą, że ludzie cierpią z powodu karmy, nie znając przyczyny swojego cierpienia.

Jest wielu przestępców, którzy zostają ukarani i wiedzą za co. Mimo wszystko popełniają to samo przestępstwo po raz kolejny. Na tej zasadzie można wywnioskować, że nawet jeśli ktoś wiedziałby jaka kara pochodzi od konkretnej karmy, to nie daje to gwarancji, że jej zachowanie ulegnie poprawie. Reakcja karmiczna może być rozumiana na takiej samej zasadzie. Co więcej, ludzie mogą dowiedzieć się za co są w danej sytuacji karani, bo wiedza płynąca z śāstry jest ogólnie dostępna.

Drugim celem karmy jest naprostowanie człowieka. Ostatecznie chodzi o to, by sprowadzić go do świadomości Boga. Jednak tego rodzaju naprostowanie nie dzieje się wyłącznie poprzez zastosowanie kary. Jeśli by tak było, to żadne przestępstwa nie miałby miejsca z powodu lęku przed karą, a przecież ludzie nie przestają ich popełniać. Nie dają za wygraną nawet wtedy, gdy zostają schwytani i ukarani. Toteż prawo karmy samo w sobie nie niesie za sobą przemiany. Zrozumienie pisma i wiara w znaczenie tego, co jest w nich napisane, jest tym, co ją przynosi.

Prawdziwa przemiana bierze się z posiadania wiary w pismo, a nie z wiedzy o naszej przeszłej karmie, która jest powodem naszego cierpienia.

Kategorie
głębokie rozmowy

Duchowość i BDSM – co je łączy?

Temat seksu i duchowości zawsze jest gorący. To jak placki babci i piersi kochanki coś co dawałoby do myślenia, gdyby nie fakt, że trudno się przed tym opanować i zaobserwować jakieś ciekawsze spostrzeżenie. To z perspektywy faceta.

Ostatnio koleżanka mówiła mi o tym, jak bardzo tęskni za swoim byłym, który był ponoć niezły w tzw. BDSM, czyli bondage, domination, sadomasochism. Jednym hiszpańskim słowem – atame! A po polsku… weź mnie wychłostaj!

Zaczęło się od tego, że sam niedawno rozstałem się z dziewczyną. Siedziałem w pracy i jakoś nachodziły mnie myśli, że z kimś bym pogadał o uczuciach, a nie bardzo chciałem zaczynać temat wśród inżynierów i to jeszcze w nowej firmie.

– Wczoraj się wyprowadziłem – napisałem. – Było grubo. Brzuch mi jęczał, ale przeżyłem.

– A ona była? – spytała koleżanka.

– Nie. Spakowałem się z kumplem, potem mój brat pomógł mi jeszcze przewieźć rzeczy.

– To dobrze. A teraz co, ulga?

– Rano spokój, ale w robocie jakiś trochę jestem rozbity. Właśnie sobie zaparzyłem podwójną melisę i postanowiłem popisać z kimś doświadczonym.

Trochę kontekstu. Koleżanka też od niedawna jest sama, więc sobie czasem dodajemy otuchy.

– Trudne są takie rozstania – napisała. – Ale wierzę, że jak raz przejdę uczciwie wszystkie etapy bólu po stracie, to już będzie łatwiej.

– No, ma to sens. Dla mnie najgorsze byłoby rozstanie połowiczne.

– Tak, bo się czeka i żyje nadzieją.

– Co za rozmowy, jak Anonimowi Rozstańcy.

– Anonimowi Depresanci też są.

– A Anonimowi Desperaci?

– Są. Ale trudno utrzymać taką wspólnotę, bo to wymaga zaangażowania członków. A ludzie, którym jest lepiej i którzy wyleczą się z rozstania lub depresji, nie wrócą. Brak takich, którzy dzielą się wieloletnim doświadczeniem. Dlatego uzależnienia się sprawdzają.

– Czemu?

– Bo uzależniasz się od wspólnoty, he, he!

Jak widzicie, koleżanka chodzi na meetingi. Jeszcze nigdy w nich nie uczestniczyłem, ale byłem na terapii i o nich słyszałem. Czytałem też książkę o DDA (dorosłych dzieciach alkoholików) i dwunastu krokach – ciekawy temat.

– A tobie jak dzisiaj? – spytałem. – Brzuch, trzęsienie dupy, sentymenty?

– Zmęczona zlotem (meetingiem). Mega emocje i dużo łez. Ale nie, nic z tych rzeczy, o które pytasz. Chciałabym już móc uprawiać seks po prostu bez moralniaka.

– To zaproszenie czy dopiero flirt?

– Z tobą już to robiłam, więc zapytałabym wprost. Na razie nie umiem, mam blokadę.

Aha, kontekst. No więc poznaliśmy się jakieś siedem–osiem lat temu. Zaszaleliśmy raz i tyle. A że jakoś fajnie nam się gadało, to po latach niedawno znowu się zgadaliśmy na fejsbuku i zaczęliśmy rozmawiać.

– Rozumiem taką blokadę – odpisałem. – Nie chce mi się bez miłości seksić. Nawet nie chodzi o moralność, tylko emocjonalnie po takiej zabawie czuję się jakiś pusty. A to co innego.

– No, rozumiem cię. Ja bym się popłakała pewnie i miała wyrzuty sumienia. Zmieniło mi się mega w tej sferze. Teraz potrzebuję bliskości i czułości i mam awersję do całego klimatu BDSM.

Ano, kontekst. No więc te siedem–osiem lat temu odkrywałem, co ten skrót oznacza, a jak wiadomo – najlepiej uczyć się na praktycznych przykładach. Także ona pamiętała mnie jeszcze jako takiego… kierownika produkcji.

– Pomiziać się, przytulić, film obejrzeć – napisałem. – Takie coś jest fajne.

– To to już w ogóle bym ryczała.

– Nie no, BDSM to agresja w oprawce, obsesja zamiast kontaktu.

– Jak jest miłość, to nie. To piękny akt oddania. Tylko że zanim to zrozumiałam, zanurzyłam się w gównie po pachy.

– He, he.

– Chyba jak się poznaliśmy, to byłam bardzo zafascynowana albo zaczynałam.

No właśnie. Także wspólne fascynacje, najlepiej jeszcze przy oparach lufek i flakoników.

– BDSM fujka – powiedziałem.

– Mega sobie krzywdę tym zrobiłam.

– Lekkie zabawy dominacji w łóżku, wiadomo, spontan. Ale jak już się planuje jakieś zabawki, sznury i pozycje, teksty, yyy… Dobry role-play wychodzi naturalnie, wyobraźnia w słowie przy czułym zbliżeniu. Humor, ekscytacja z inteligencji, tworzenia światów w trakcie.

– Słuchaj. Jeśli tak masz, to jesteś w mniejszości. Faceci nie umieją się bawić w wyobraźnię i spontaniczność w seksie.

– Umieją, umieją, tylko trzeba ich cierpliwie łowić. Ale pewnie racja, że mniejszość.

– Umieją tylko w to, co sami chcą, czyli w monolog seksualny, i rzadko umieją czytać z ciała i z tym płynąć.

– Bo ogólnie mało czytają – dodałem.

– Namiętność jest zaprzeczeniem mężczyzny – wysnuła. – Bo ego nie pozwala im się przyznać, że nie wiedzą i bazują na pornosach.

– To się z takimi nie spotykaj. Są inni. Nie mów tak o facetach.

– Dzięki za przypomnienie.

Po tym radosnym wstępie przeszliśmy do tematów subtelniejszych. Zaczęliśmy rozmawiać o duchowości i jakoś temat BDSM trochę się przewijał. Pamiętam, że jak jeszcze dobrych kilka lat temu jechałem pociągiem przez pola i łąki i dopiero zaczynałem się fascynować filozofią bhakti-jogi, to przyszło mi do głowy porównanie z BSDM. Zawsze mówiłem sobie: „o, kiedyś o tym napiszę”, ale jakoś nie było okazji. Nadarzyła się dopiero teraz albo lepiej – dopiero teraz zorganizowałem czas, aby opisać ten fenomen analogii z obszarów, które pozornie nie mają ze sobą wiele wspólnego.

– Ostatnio byłem w Indiach – powiedziałem. – No i fajne rzeczy mi wyszły na medytacjach.

– Co na przykład?

– Przez pierwszych kilka dni medytacji miałem właśnie dużo obrazów BDSM. W umyśle z moją eks. Trudnomi się było skupić, a któregoś razu się zorientowałem, że to jestem ja.

– W jakim sensie?

– Że jestem niewolnikiem zmysłów. Że chłostam siebie dla pseudo przyjemności, która koniec końców tylko mnie męczy, otumania i nie rozwija. Że robię to swojej duszy, a oprawcą jest nienasycony umysł. No i wtedy zrobiłem w głowie krok wstecz, żeby się temu przyjrzeć i przestało mnie to kontrolować.

– OK…

– A cała ta zabawa nagle zaczęła wyglądać śmiesznie i przestała na mnie działać.

– Ooo… Nie spotykam się teraz z nikim, ale biorę to za dobrą radę.

To było jakieś dwa miesiące temu. Bardzo ciekawe doświadczenie. Jest taka popularna mantra, która mówi „ty jesteś tym” i ma mnóstwo znaczeń. Jednym z nich jest dla mnie to, że jesteś tym, co właśnie obserwujesz w swoim umyśle. Oczywiście nie jest to wniosek końcowy, bo nie jesteśmy swoim umysłem ani ciałem. Ale gdy jesteśmy przywiązani do obrazów, słów i odczuć umysłu, to nasza tożsamość jest z nimi również powiązana. W przypadku wyobrażeń BDSM, które sprawiają przyjemność, taką tożsamością jest „ten, który czerpie przyjemność”, z angielskiego enjoyer. Tylko wtedy takie obrazy czy sama czynność mogą sprawiać przyjemność, kiedy wierzymy, że to my jesteśmy jej beneficjentem, a seks czy BDSM jest procesem do jej uzyskania.

– Człowiek potrzebuje się oddać duchowi – napisałem – a nie komuś innemu, żeby ten podsycał jego podniecenie. To jest wynik dążenia do ekstazy i intymnego kontaktu, ale w BDSM to iluzja.

– Szkoda na to energii. Ale żeby zrozumieć, o czym piszesz, chyba musiałabym mieć dłuższy wykład.

– W skrócie:naszą naturalną skłonnością jest służenie, bo ono daje nam spełnienie.

– Polubiłbyś nas w AA i NA (Anonimowi Alkoholicy i Anonimowi Narkomani). To jedna z podstaw naszego zdrowienia, ale mów dalej.

– Pewnie, że bym was polubił. No więc BDSM na tym bazuje, ale zamiast spełnienia jest podnieta i orgazm, a potem nieuchronna separacja i koniec spełnienia. Bo człowiek pragnie relacji ciągłej, a tę może mieć tylko w połączeniu duchowym.

– Pisz, pisz.

– Także sługa ducha, który o nim nie wie, będzie służył zmysłom i tym, którzy je dotkną. Wtedy czuje, że żyje, że jest potrzebny. To taka odwrotność palca bożego. Krzywe zwierciadło, w którym uwielbiamy się oglądać, choć nie widzimy w nim prawdy.

I tutaj koleżanka zadała fajne, proste pytanie.

– Co to znaczy służyć duchowi? Chodzi o bezinteresowność, intencje? O jakieś ogólne,  wyższe dobro?

– Nie. Chodzi o indywidualną relację z Bogiem. Tak jak w BDSM masz osobistą relację ze swoim panem.

– Mhm…

– Jak już się w takiej relacji jest, to efektem ubocznym jest wyższe dobro i bezinteresowność, bo działasz wtedy z ekstazy, której nikt ci nie odbierze. Nie ma zazdrości jak w przypadku mistrza z BDSM ani niepokoju, że odejdzie, znudzisz mu się albo przestanie cię kręcić.

– A jak pracować nad osobistą relacją z Bogiem?

 Tu wysłałem jej link do swojej podstrony o podejściu duchowym.

– Przede wszystkim robić rzeczy dla niego. Oddawać mu swoje emocje. Także jak robisz sobie wodę do picia czy posiłki, to w myślach podarować to najpierw jemu, a potem przyjąć to samemu. I tak ze wszystkim. Każdy z nas ma jakieś naturalne odczucie tego, czym jest Bóg, jako coś pozytywnego. I od tego można zacząć jego odkrywanie.

– Ciekawe.

– Żeby to szło z emocji.

– Tak, tak. To krok drugi na meetingu. Uwierzyliśmy, że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie psychiczne.

– No i super. Warto też się inspirować wiedzą, której celem nie jest nawracanie, tylko zwiększenie świadomości.

– O to to!

– Jak pójdziesz w tę stronę, to znajdziesz faceta z wyobraźnią. Bóg ma największą, więc facet w nim też daje radę.

– Olać mężczyzn. Ja tu siebie chcę odnaleźć całą. Chyba potrzeba mi kontaktów z ludźmi, którzy poszli w tę stronę.

– To najlepsza opcja. Nie skupiać się na facecie czy lasce, tylko na łasce.

– He, he, dobre. Dziękuję!

– Ostatnio przyjaciel mi podpowiedział: „W sztuce Aikido rzecz polega na tym, że energia atakującego trafia do niej/niego z powrotem”. Tak samo tutaj. Namiętność, którą obudziło w tobie BDSM, podaruj Bogu. On jest mistrzem Aikido, a ta namiętność to jest po prostu energia bez wstydu i poczucia winy. On to przyjmie, uwielbia emocje i oddanie, będzie twoim najlepszym mistrzem. Będzie cię wprowadzał w lepsze sytuacje życiowe niż mistrz z piwnicy. A posmak i spokój będą dawać spełnienie.

– Nie umiem tego zobaczyć poczuć. Jak przełożyć to na relację z Nim? Ale pewnie wymaga to czasu i pracy.

Jak ja lubię, gdy ktoś tak mówi. Nie odrzuca pomysłu relacji z Bogiem, tylko przyznaje się do tego, że tego po prostu nie czuje i jeszcze myśli o tym, że wymaga to wysiłku– jak w każdej relacji.

– Właśnie dlatego fajnie zacząć od podarowania mu jedzenia. Bo to będzie wpływać na myśli powoli. Bez pośpiechu.

– I to już brzmi przystępniej.

– Ty już jesteś OK dla Boga, pamiętaj.

– I się poryczałam.

No i fajnie. Zawsze chciałem napisać o tej relacji bhakti-jogi z BDSM. Uważam, że wszystko można widzieć przez pryzmat duchowości – każde ludzkie zachowanie, perwersję czy zboczenie. Nie po to, żeby je usprawiedliwiać czy pochwalać albo budować sobie podłoże do pobłażania, ale ku zrozumieniu. Świadomość ma to do siebie, że psuje te zabawy, które nie mają sensu dla jej rozwoju. Ale robi to z kreatywnym uśmiechem i szuka innych, które warte są naszego czasu.

Zabawne jest to, że cała ta pogawędka z koleżanką zaczęła się od mojego poczucia pustki i potrzeby relacji z drugim człowiekiem, nie z Bogiem. Ale kiedy się rozmawia z człowiekiem i pomyśli o Bogu, to takie rozmowy są super, podnoszą na duchu i budują naszą relację z Nim.

Dzielę się tą wymianą zdań i swoimi przemyśleniami nie z potrzeby ekshibicjonizmu, ale dlatego, że być może takie spojrzenie na BDSM pomoże niektórym oderwać się od nienasycenia, tak jak pomogło mi. A jak ktoś chce dalej szaleć, to miłość cierpliwa jest i naprawdę nie mam zamiaru nikogo obrazić.

Korekta: Marta Mandżak-Matusek

Kategorie
sanskriti

Bhakti-joga, co to?

Dużo myśli przychodzi mi do głowy. Z jednej strony chciałbym napisać o bhakti w sposób podręcznikowy i bezosobowy, a z drugiej zupełnie mija się to z celem zarówno blogowania jak i… samej filozofii bhakti. Żyję tym i chyba najfajniejsza perspektywa będzie taka, jaką mogę zaoferować bez owijania w bawełnę, czyli perspektywa wyznawcy, sekciarza i ucznia swojego mistrza.

Zadaję też sobie pytanie, do kogo piszę tego posta. Bo jest on specyficzny, mówi przecież o kwestiach wiary. Czy np. Katolik powinien porzucić taki tekst w przedbiegach? Myślę, że nie. Czy ateista powinien zacząć na boczku szukać argumentów dyskredytowania takiej postawy? Nie sądzę. Czy inny bhakta (osoba na ścieżce bhakti-jogi) znajdzie tutaj coś ciekawego? Być może. A być może powinni przestać czytać. It’s up to you.