Kategorie
sanskriti

Bhakti-joga, co to?

Dużo myśli przychodzi mi do głowy. Z jednej strony chciałbym napisać o bhakti w sposób podręcznikowy i bezosobowy, a z drugiej zupełnie mija się to z celem zarówno blogowania jak i… samej filozofii bhakti. Żyję tym i chyba najfajniejsza perspektywa będzie taka, jaką mogę zaoferować bez owijania w bawełnę, czyli perspektywa wyznawcy, sekciarza i ucznia swojego mistrza.

Zadaję też sobie pytanie, do kogo piszę tego posta. Bo jest on specyficzny, mówi przecież o kwestiach wiary. Czy np. Katolik powinien porzucić taki tekst w przedbiegach? Myślę, że nie. Czy ateista powinien zacząć na boczku szukać argumentów dyskredytowania takiej postawy? Nie sądzę. Czy inny bhakta (osoba na ścieżce bhakti-jogi) znajdzie tutaj coś ciekawego? Być może. A być może powinni przestać czytać. It’s up to you.

Mam na uwadze to, że przedstawiając filozofię życia w pierwszej osobie, mogę dawać do zrozumienia, że moje doświadczenie tej filozofii jest najważniejsze, a ona zaś sama drugorzędna. Taka interpretacja byłaby negatywna. Pozytywną jest taka, że to naturalne, gdyż bhakti-joga jest ścieżką osobistą, a nawet intymną. I spokojnie, nie będę tutaj eksponował intymnych przeżyć z nią związanych, bo uważam, że byłoby to żenujące. Uważam jednak, że na miejscu jest ukazywanie bhakti jako drogi osobistej, czyli tej, która dotyczy własnej tożsamości (oraz tematu tożsamości w ogóle), a także osobistego zaangażowania w relację z nauczycielem i Bogiem, rozumianym jako istota duchowa będąca osobą.

Wiele osób kojarzy Hinduizm z panteizmem albo wyznawaniem jakiegoś nieokreślonego i bezosobowego czegoś. Yyy…

No dobrze, na czym więc polega bhakti? W dużym skrócie polega ona na oddaniu Bogu, czyli na stawianiu go na pierwszym miejscu oraz pragnieniu jego miłości i chęci sprawiania mu przyjemności. To w największym skrócie, który zaraz rozwinę.

Po pierwsze oddanie. Co ono oznacza? Gdy się dobrze zastanowić, bez oddania nie dzieje się nic. Wszyscy oddajemy swoje ciepło, słowa czy swoją obecność. Eksponujemy się i są to zewnętrzne przejawy oddania. Oddajemy swój czas, swoje zasoby, uwagę, myśli itd. Można jednak to wszystko robić bez zaangażowania, czyli bez szczerego oddania wewnętrznego. Gdy tak się dzieje, mówimy raczej, pomimo zewnętrznych postaw, o… udawaniu.

What do you stand for?

Osoba oddana to taka, która w pełni stoi za daną sprawą lub osobą. Poświęca jej swoje życie, gdyż widzi w tym coś bardziej wartościowego niż własny komfort, światopogląd czy przetrwanie. Jaka to sprawa czy osoba, zależy już od jej wyboru. Ten wybór z kolei sprzężony jest z własną tożsamością.

Przykładowo, istota duchowa doświadczająca bycie kobietą, może pragnąć realizacji bycia matką. Gdy już staje się matką to najważniejszą dla niej sprawą jest dziecko. Zależy to bowiem od tożsamości, czyli od tego, z kim się kto utożsamia bądź identyfikuje. Dla ojca, najważniejsze będą jego syn lub córka, bo to ono go definiują. Bez nich miano ojca nie ma sensu, dlatego ojciec, która traci swoje dziecko może bardzo dotkliwie czuć brak sensu, gdyż rozpada się tożsamość, którą wybrał.

Inny przykład szef firmy, który oddany jest jej rozwojowi. Jak łatwo zauważyć, każdy z nas ma wiele takich tożsamości, które zależne są od naszych relacji z procesami, rzeczami lub osobami, a ich cechą wspólną jest tymczasowość. Wszystkie one bowiem kończą się wraz z rozpadem drugiej strony relacji – śmierci bliskiego lub upadku firmy. Co więcej, w czasie trwania współzawodniczą one bądź współpracują ze sobą w naszym wnętrzu. Wspólnym zaś obszarem dla rozmaitych ścieżek duchowych jest to, że oprócz owych tymczasowych ról, mamy także siebie – tożsamość niezmienną pod ich wpływem.

Na ścieżce jogi dokonujemy wyboru. Wykraczamy poza role społeczne, rozumiejąc, że mają one swoją podstawę w tożsamości opartej o nasze tymczasowe ciało, którego ulegnie rozpadowi. Przyjmujemy wtedy, że ciało jest inne od nas samych – indywidualnych istot duchowych. Wyboru tego dokonujemy zarówno na poziomie intelektualnym jak i na poziomie wiary.

Na ścieżce bhakti-jogi, dokonujemy jeszcze dodatkowego wyboru. Przyjmujemy tożsamość sługi Boga, którego celem jest podtrzymywanie miłosnych relacji z nim/nią oraz z innymi poprzez niego/ją, jako że jest on/ona źródłem wszystkich istot (istoty duchowe nie są definiowane przez płeć). Nie znaczy to, że rezygnujemy ze swoich ról społecznych albo z relacji z ludźmi, którzy nie rozpoznają siebie jako istot duchowych. Znaczy to, że nasz priorytet leży w kochaniu Boga i rozwijaniu tego uczucia –podobnie jak w przypadku rozwoju firmy, gdy utożsamiamy się z byciem jej szefem lub pracownikiem miesiąca.

Put it into practice

Jaka jest tego praktyczna takiego wyboru? Ano taka, że gdy mamy życiowy dylemat to pytamy siebie – czy dzięki temu będę mógł bardziej kochać Boga czy dokonuję wyboru na bazie innych pragnień?

Guru

Skąd otrzymujemy wtedy odpowiedź? Życie duchowe, według bhakti-jogi, zaczyna się w momencie, kiedy przyjmujemy do swojego życia nauczyciela, czyli guru. Głośno ostatnio o tym słowie na Netfliksie z racji serialu o Osho. Tak, to prawda. To tutaj zaczyna się życie sekciarskie – przy czym sekta znaczy tyle, co grupa osób o wspólnych wierzeniach i celu, i niekoniecznie jest nim wysadzenie kogoś w powietrze, próba przejęcia władzy, wykorzystywanie finansowe jej członków oraz orgie i libacje. To coś jak grupa amatorów niszowego języka programowania, np. Elixira. Tacy ludzie czytają podobne książki, powtarzają podobne teksty i śmieją się ze zrozumiałych tylko dla nich żartów.

Tak więc odpowiedzią na pytanie, w jaki sposób bhakta rozstrzyga dylemat współistniejących pragnień jest taka, że albo ma już doświadczenie, że jedno z tych pragnień nie służy mu na ścieżce duchowej albo nie ma takiego doświadczenia i wtedy może albo słuchać swojej intuicji (podczas np. modlitwy, medytacji czy przychodzącej spontanicznie) albo skonsultować się ze swoim nauczycielem, przejrzeć święte pisma, pogadać z braćmi, siostrami z sekty czy zakonu itp. Dlaczego jest to ważne? Ponieważ jeśli chcemy być bliżej miłości Boga, to potrzebna jest nam sztukę rozróżniania tego, co odciąga nas od celu i tego, co sprzyja nam do jego osiągnięcia. W gruncie rzeczy robi to każdy, kto ma jakiś cel – dowolny cel – i chce go osiągnąć.

Masz cel? Fe! Wcale nie.

Ktoś powie, Aha! Ten tutaj chce coś osiągnąć, a przecież gdyby był w sobie, w swoim sercu, to wszystko byłoby już osiągnięte.

W tym właśnie tkwi piękno bhakti-jogi. Jest ona zarówno celem jak i drogą. Nie sprawia, że człowiek wyzbywa się celu i mówi, że wszystko już ma – owszem, wszystko już ma, łącznie z celem. A co jest tym celem? Miłość Boga. Miłosna wymiana, której ciągle się uczymy się tego, jak kochać bezinteresownie. I zgodnie z porzekadłem, że ćwiczenie czyni mistrza, ćwiczenia otrzymujemy od dobrego nauczyciela. Stąd potrzeba rzetelnego guru. I choć znalezienie takiego graniczy z cudem, to cuda się zdarzają.

Posiadanie guru ma także swoją psychologiczną podstawę. Chodzi w niej o to, że nasze ego stać na naprawdę wiele, aby osiągnąć swój cel – zachęcić ciało do przekroczenia pustyni, ryzykować życie by wejść na ośmiotysięcznik, pracować od rana do wieczora – ale jedna rzecz jest dla niego niemal nieosiągalna i tą rzeczą jest poddanie się drugiej osobie. Powiedzenie, prowadź, pójdę za tobą wszędzie, należę do ciebie. Ego jest wtedy sparaliżowane, gdyż boi się utraty swojej niezależności, tym bardziej jeśli nie idzie za tym obietnica chwały, przyjemności, zaprezentowania odwagi w walce czy wielkich skarbów, jak w przypadku dzielnych bohaterów. Paraliżuje je także myśl, że druga osoba może je zmylić lub wykorzystać. Dlatego duchowość to dość specyficzny temat, który wciąż mnie ciekawi.

O bhakti mógłbym pisać o tym bez końca – rozgałęziać temat w lewo i w prawo i zgłębiać szczegóły jego listków. Żeby było to zjadliwe, będę pisał w częściach. Na tym zakończę część pierwszą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *