- Kiedy czujesz…
- Marność
- Smutek
- Bezwartościowość
- Bezużyteczność
- Bezcelowość
- Zastosowanie
- Służy do tego, aby “wziąć się w garść”, nie lekceważąc przy tym emocji
- Połączyć się z głosem autentycznego optymizmu
- Przygotować się na wypowiedzenie tego, co ciężko jest nieraz przyznać
- To ćwiczenie wymaga szczególnej uczciwości i powagi
- Kluczowe jest w nim wyartykułowanie tej jednej, zalegającej, emocjonalnej wypowiedzi
- Jeśli temat jest za ciężki do udźwignięcia w pojedynkę, warto poprosić kogoś o pomoc
- Pamiętaj, nie wstydź się pytać o pomoc, gdy naprawdę jej potrzebujesz
- Kroki
- Przygotuj kartkę i długopis, a następnie usiądź wygodnie
- Rozetrzyj twarz; kilka razy
- Przetrzyj oczy, rozdziaw buzię, rozmasuj uszy i czaszkę
- Postaraj się ziewnąć i ziewaj tyle, ile możesz
- Teraz weź długopis i napisz: „A teraz wypowiem to, co leży mi na sercu…”
- Jeśli przy następnym kroku poczujesz, że emocje biorą górę, zrób sobie przerwę na dziesięć oddechów
- Wyartykułuj swój ciężki nastrój. Bądź rzeczowy i uczciwy. Pisz, aż poczujesz, że się wypowiedziałeś/aś
- Gdy poczujesz, że już wystarczy, przyłóż dłonie do gardła i do brzucha
- Weź poprzednie zdanie w cudzysłowy i dopisz na końcu: “ – powiedział Marcin.”
- Zrób sobie chwilę przerwy, wstań i przeciągnij się
- Wyobraź sobie teraz, że Marcin jest obok ciebie. Zobacz go oczyma wyobraźni.
- Daj sobie chwilę na to, aby się mu przyjrzeć: zobacz jaką ma pozycję ciała, wyraz twarzy, itp.
- Zastanów się, jak możesz zrozumieć jego nastrój?
- Opisz to, jak czujesz się w jego towarzystwie
- Zapisz dialog pomiędzy sobą, a Marcinem – ignoruj przy tym wszelki cynizm
- Zakończ ten dialog słowami „Dziękuję”, płynących od obu stron.
- Napisz, czego dowiedziałeś się w tym ćwiczeniu o sobie
- Efekt
- Przestaje się nosić ze sobą ciężki i drażliwy nastrój
- Zmniejsza się szansa wybuchu emocjonalnego w nieoczekiwanym momencie
- Można zacząć szukać przyczyny własnej impulsywności i roztargnienia
- Otwiera się drzwi do leczniczego, wewnętrznego dialogu
- Rozwija się empatię
Przykład
(Siada spokojnie przed kartką i długopisem. Rozciera twarz kilka razy. Przeciera oczy, rozdziawia buzię, rozmasowuje uszy i czaszkę. Próbuje ziewać i potem ziewa tyle, ile może)
Teraz to napiszę: „Wypowiem to, co leży mi na sercu… Mam żal do rodziny, za to, że nie nauczono mnie w niej prawdy. Że musiałem tego szukać poza domem. O to mam żal, i z tego powodu jest mi ciężko i smutno. Do tego czuję taką presję, że o rodzinie, jak o zmarłych, powinno się mówić w samych superlatywach. Inaczej to brak wdzięczności. A to nieprawda. To kolejna nieprawda przysłaniająca prawdę. Tabu, wymówka. Każdy nosi w sobie żal. O ile łatwiej byłoby o nim porozmawiać i nie nosić go w sobie. Mówić o nim w bezpiecznym domu. Ale tego nie było. Był płacz, nieporozumienie, wycofanie, cisza. Intrygi. I presja, że trzeba widzieć, dostrzegać tylko te pozytywne strony. Bo jak się ich nie dostrzega, to jest się złym. Zły nie widzi dobra. Taka logika. Zły nie kocha. I tym złym się często czułem, bo dostrzegałem, że coś jest nie tak. A to było oficjalnie nie w porządku. I mam o to żal, z powodu takiej logiki odczuwam smutek. I nie chcę już tej logiki w sobie. Chcę, żeby się rozpłynęła” – powiedział Marcin.
(Robi przerwę na dziesięć głębokich oddechów. Przymyka oczy i przykłada dłonie do gardła i do brzucha. Bierze całą wypowiedź w cudzysłowy i zapisuje „– powiedział Marcin”. Wyobraża sobie, że Marcin jest teraz obok. Widzi go oczyma wyobraźni. Daje sobie chwilę na to, aby się mu przypatrzyć: na to jaką ma pozycję ciała, wyraz twarzy, itp. Zastanawia się, jak Marcina zrozumieć)
W towarzystwie Marcina czuję się dziwnie. Marcin właśnie wypowiedział się dogłębnie i trudno mi cokolwiek odpowiedzieć. Myślę też, że on nie oczekuje ode mnie odpowiedzi. Dostrzegam w nim siłę. On nie poddał się żalowi. Smutek, który przeżywa, przeżywa w sposób dosyć świadomy. Pozwala sobie jednak na to, aby sprawiał mu ból. Coś w sobie nosi. Czegoś szuka, ale nie wiem czego.
– Marcin, czego szukasz?
– Uwagi. Żeby oni poświęcili mi uwagę.
– I co wtedy?
– Wtedy bym poczuł, że jestem częścią rodziny. Gdyby oni nie uciekali. Gdyby mieli odwagę zmierzyć się z własnym dzieckiem, wnukiem, bratem. Ale w nich jest za dużo bólu i oni się boją.
– A gdyby znaleźli w sobie tę odwagę, to jakbyś się czuł?
– Zrozumiany. Spokojny, szczęśliwy… Dziękuję ci.
– Dziękuję.