Misja

Skąd w ogóle pomysł?

Pisanie introspektywne… Nie nazywałem go tak nawet, po prostu zacząłem pisać. Żyłem sobie i miałem problem, ale nie wiedziałem jaki. Kupiłem notes i zacząłem wymieniać po przecinku rzeczy, które mnie bolą: co mi nie wychodzi, czego nie jestem pewien, co mnie wkurza. Pisałem po hiszpańsku. Tak wyszła ze mnie pierwsza nieprzyjemna lista – była całkiem do rzeczy. Zaskoczyło mnie, że tyle tego jest.

Kryzys tożsamości

Przez następne trzy lata pisałem. Pisałem mega dużo. Wałkowałem swój ból, niezrozumienie, opisywałem co robię. Któregoś dnia tak się rozpisałem, że zacząłem naprawdę ostro wymyślać i zafiksowałem się w swojej teorii świata. Zabrnąłem w niej tak daleko, że dostałem wreszcie takiego ataku paniki, że byłem pewien, że wykorkuję. Że mi się rozleci mózg. To było jak pisałem po angielsku. Parę lat później przetłumaczyłem te teksty i włączyłem je do książki Pin i zielony. Ten pierwszy notes mam do dzisiaj. Zaraz go wyciągnę i zrobię fotki…

No tak, czcionka szaleńca. Coraz mniejsze literki, totalna obsesja. Po latach nasunęły mi się pewne wnioski, które opisałem w sekcji Co może pójść nie tak? we Wstępniaku dostępnym w materiałach introspektywnych.

Użyteczność pisania introspektywnego

Pisanie introspektywne jest niezłe, jak się chce coś porządnie przemyśleć. Zdarzają się takie sprawy natarczywe albo powtarzające się, że niby można o nich z kimś pogadać, coś przeczytać, obejrzeć film, ale one nie przechodzą. Chciałoby się je tak raz przemyśleć i mieć spokój. Podumać sobie w kuchni przy okapie albo na plaży na bosaka, ale niech je szlag, wracają. Wtedy takie pisanie introspektywne to strzał w dziewiątkę. A dlaczego nie w dziesiątkę? Bo nie wierzę, żeby pisanie introspektywne dawało szczęście. To nie jest narzędzie z rodziny będziesz szczęśliwy. Nie sprzedaję szczęścia. Podstawą szczęścia jest relacja, zawsze. Relacja to jest wszystko – z kimś, kto potrafi kochać. Pisanie introspektywne może nas do takiej osoby zbliżyć, bo dotyka tego, co nas od takiej osoby dzieli.

W co uderza pisanie i

Pisanie introspektywne wali prosto w dumę… może to nie jest to słowo, chyba bardziej pasuje pycha. Tak, bo to też nie jest arogancja, a duma może być pozytywna. Pycha w takim sensie, że wydaje się czasem, że przyczyna naszego problemu leży poza nami – mamy swoje warunki i pewnych rzeczy nie myślimy akceptować. Pisanie introspektywne świetnie te warunki unaocznia. Nie zmienia ich na siłę, nic nie sugeruje i nie mówi nam jak żyć. Po prostu mamy nagle przed oczyma to, czego przez długi czas nie chcieliśmy zobaczyć. Na piśmie. I to własnoręcznym.

Zrób coś, daj coś

Najlepsze jest to, że to jest technika aktywna. Tu nie chodzi o czytanie i słuchanie, otrzymywanie – tu trzeba usiąść i napisać coś samemu. Zorganizować dla siebie przestrzeń i spojrzeć kartce w kratkę, zapytać siebie: po co ja to robię? Czy to naprawdę moja sprawa? Komu staram się tym wszystkim sprawić przyjemność? Na ile mnie to buduje, na ile takie myślenie o mojej partnerce mnie niszczy? Co tak naprawdę spowodowało, że krzyknąłem na dziecko? Co najokrutniejszego jestem w stanie zrobić drugiej osobie? Czego tak naprawdę potrzebuję? Za kim tęsknię? Co mnie dokładnie nudzi, a co boli, kiedy mówię, że życie jest do bani? Czym jest dla mnie wdzięczność? Tak to się zaczyna…

Określenie problemu

… ale najczęściej tak się nie zaczyna. Zaczyna się raczej od dlaczego mi to zrobiłeś/aś? i formularza żalu, dlaczego świat jest taki zły? Dlaczego ludzie są niesprawiedliwi i krzywdzą niewinnych? Dlaczego ja to dostrzegam, dlaczego jestem w centrum tych obserwacji – co prawda wspaniały – ale zupełnie sam? Tak, pisanie introspektywne zdecydowanie podprowadza niektóre przekonania do samej granicy absurdu. Wtedy patrzy się na swoje myśli i mówi: naprawdę? Aż takie mam w głowie wodorosty? I ja się czepiam innych? Wow… naprawdę jestem niebywały!

Niebezpieczne związki

Stres i niepowodzenia w relacjach, częsty temat. Nieumiejętność powiedzenia osobie bliskiej dwóch słów, po których następuje cisza: czuję ból… a następnie kontynuacja: czuję ból związany z brakiem zaufania, ból związany z brakiem wiedzy o tym jak można inaczej, z brakiem twojej uwagi. Nie mam perspektywy, wysłuchaj mnie, proszę. Brakuje mi intymności, brakuje mi kochania. Nie czuję, że ktoś mnie kocha. Jestem nieszczęśliwy, nie potrafię kochać nikogo. Krzywdzę innych. Wysłuchaj mnie w ciszy. Daj mi tylko powiedzieć, wysłuchaj…

Słuchanie stało się usługą. Terapeuci, coachowie, sesje indywidualne. Kiedy rodzina się na wzajem nie potrafi wysłuchać, tylko się kłócą, czekają na nią billboardy: Masz depresję? Zadzwoń. Życie nie ma sensu? Skontaktuj się z nami. Idzie jesień? Kup antydepresanty. To jest realny problem. Kiedy siada fundament rodziny, siada wszystko. Zaczyna się ucieczka, w stylu: jak zaadresować problem komunikacji? Jak być asertywnym? Innymi słowy, jak leczyć symptomy bólu? Nie, pisanie introspektywne nie jest od tego.

Czy to dla mnie?

Jeżeli chcesz zdobywać umiejętności komunikacji i stawiania granic bez zmierzenia się ze sobą, to pisanie introspektywne nie jest dla ciebie. Tutaj adresujemy podstawowy problem: co robić, kiedy nikt nie potrafi słuchać? Co, jeśli nie nauczyliśmy się słuchania od innych? Co, jeśli nie wiemy jak słuchać swojego ciała, tego, co mają nam do powiedzenia nasze emocje? Jak wykształtować w sobie słuchanie? Czy w ogóle się da, samemu z kartką? Kto ma wtedy kogo słuchać? Czy to nie jest jakieś zapętlenie? Czy to nie droga do szaleństwa? Gdzie jest ta relacja, o której była mowa? Kto mnie kocha? Kto mnie wysłucha? Czy jestem kompletnie sam?

Coming out

Pisanie doprowadziło mnie do szaleństwa. Tak sobie wmawiałem przez jakiś czas, zanim zorientowałem się, że szaleństwo było we mnie już wcześniej. Głęboko osadzone, nieznane. Dokopałem się nim do braku spójności, do braku pojemności dla własnych doświadczeń. Do niezrozumienia, do łamliwego poczucia siebie i własnej godności. Na tym się jednak nie skończyło, bo w kolejnym rozdziale czekała na mnie niespodzianka – napisałem tekst, który zwalił mnie z nóg. Przekonałem się wtedy, że pisanie to nie tylko klucz do ewentualnego zatracenia, ale także do odkryć przekraczających ramy znanego mi racjonalizmu. Byłem w końcu inżynierem, a odczuwania kolorów w klatce piersiowej nie mogłem sobie wyjaśnić wiedzą z zakresu architektury procesora. Poczułem wtedy głód poznawczy.

W którymś momencie wyjechałem, że tak powiem, od wszystkiego. Miałem mega parcie, że wszystko jest nie tak: cały ten system. Rzuciłem pracę, sprzedałem wszystko i jeździłem trzy miesiące po Europie i szukałem prawdy. W końcu znalazłem ją nad polskim morzem i standardowo miała długą brodę.

Potężne kartka i długopis

Pisanie to potężne narzędzie. Wystarczy spojrzeć na półki w domu, w szkole, w bibliotece narodowej, w zakonach – na całym niemal świecie: słowo to władza. Dlatego pisanie wymaga niesamowitej odpowiedzialności, tj. odpowiedzialności za życie człowieka. Bo słowem można zabić i można uratować nim życie.

Od doświadczeń z pisaniem, które tu opisałem minęło sporo czasu. Myślałem czasem, że na nic mi się one nie zdadzą, że jedynie pokomplikowałem sobie życie, straciłem pracę, a przecież dobrze zarabiałem. Rodzina się martwiła. Jednego jednak nie mogłem sobie wybić z głowy – tego doświadczenia połączenia i spokoju, które dopadło mnie po napisaniu jednego z tekstów. Ono dawało mi wiarę. W sumie, to wtedy pisanie okazało się moją misją. Nie miałem pojęcia, że będę je kiedyś prezentował w sposób, który robię teraz, np. na warsztatach.

Działalność gospodarcza

Czasem mierzę się z pytaniami czysto marketingowymi: dla kogo to jest? Kto jest moją grupą docelową? Jaki jest mój model sprzedażowy? Czy wypełniłem już kanwę biznesową? Tak, wypełniłem.

Jest to dla ludzi szczerych, którzy chcą pogłębić swoją uczciwość. Z myślą o nich tworzę materiały, kursy, spotkania, warsztaty i szkolenia. Poszedłem w to na całość. Nie stoję w rozkroku. Pisanie introspektywne bardzo się przydaje, gdy stoi się w rozkroku. Jest ono dla osób zmęczonych życiowym szpagatem oraz tych, którzy budują mosty pomiędzy kontemplacją, a konkretnym działaniem.

W praktyce wygląda to natomiast tak: człowiek znajduje się przed kartką i długopisem. Zapisuje, co czuję?, wspomagając się kołem emocji. Na podstawie zapisu wybiera technikę pisania, w której zawarte są instrukcje. Instrukcje samego pisania przeplatane są instrukcjami dotyczącymi oddechu i automasażu. Oddech służy temu, aby emocje go nie opanowały, żeby zachował trzeźwość, a automasaż, aby nie oddalić się jedynie w wyobrażenia i myślenie, ale czuć swoje ciało.

W pisaniu introspektywnym nie chodzi o rozemocjonowaną transgresję. Transgresją jest to, że człowiek robi coś z oddaniem dla kogoś, kto kocha go bezwarunkowo. Wtedy taka osoba pomaga mu przekroczyć jego własne ograniczenia i taki człowiek doświadcza transgresji, prawdziwej transcendencji. Pisanie introspektywne nie stara się pchać człowieka do granic jego możliwości. Jest łagodne, przestrzenne, bezpieczne. Nie wspiera buty. Ono go zaprasza. Są to warunki, w których może dojść do zmiany nastawienia, poglądu, lub przekonania, które nie jest korzystne dla przeżywania radości w takie, które otwiera do jej odczuwania i do dalszego dzielenia się nią. I taką zmianę nazywam przemianą lub psychologicznie mówiąc, zmianą rozwojową. To jest praca u podstaw.

Czy ktoś cię kocha?

Problemem z którym może zetknąć się osoba praktykująca pisanie introspektywne jest brak takiej relacji, w której czuje się bezwarunkowo kochana – gdzie czuje się bezpiecznie, w pełni akceptowana – niezależnie od własnych potknięć, niedociągnięć, popełnionych błędów, od błahych po śmiertelnie poważne. Jeśli taka osoba nie posiada takiej relacji z nikim, to ma rzeczywisty problem. Aby pisanie introspektywne miało wtedy jakikolwiek sens, możliwe są dwa rozwiązania.

Pierwsze, to skierowanie myśli w stronę jakości, które ta druga osoba miałaby w ideale posiadać, np. w stronę jej siły, bogactwa, mądrości, prawdomówności, wdzięczności, czystości, współczucia, poczucia szacunku, szczęścia, stałości w uczuciach, wielkoduszności, itp. W stronę czegoś, co osobę, która pisze, naturalnie pociąga. Pracuje się wtedy bardziej na wyobrażeniu kogoś o tych jakościach, z nadzieją na to, że taka osoba istnieje.

Drugie rozwiązanie to budowanie pragnienia poznania takiej osoby, szczerego szukania jej, i wreszcie poznania kogoś, kto zainspiruje nas absolutnie. Poznawszy taką osobę, można się nią zafascynować, a następnie dążyć do tego, aby poznać ją bliżej, przekształcając fascynację w relację zażyłą i pełną zaufania.

Taka postać jest potrzebna, aby w chwili stawiania zdania, które demaskuje nasze wcześniejsze przekonanie o sobie, nie uciekać, ale móc się oprzeć na jej mądrości i współczuciu. Gdy nasza osobowość jest już na tyle ukształtowana, że mamy wewnętrzne przyzwolenie na szczere poznawanie siebie bez ewentualnych wyrzutów sumienia, tą postacią stajemy się dla siebie sami.

Jedna z uczestniczek kursu zapytała mnie kiedyś, czy teksty introspektywne należy komuś czytać. Czy jeśli mamy w kimś oparcie, to czy warto się swoimi znaleziskami dzielić. Dla kogo piszemy koniec końców? Czy takie kartki się pali? Czy chowamy je do szuflady?, pytała. Zapytałem ją, co by się stało, gdyby przeczytała to osobie, o której myśli. Uśmiechnęła się, ale powiedziała, że chyba by się zawstydziła. Że czegoś się o niej dowiedzą. Gdy ktoś nas kocha, a my to czujemy, takie zawstydzenie nie zamienia się w strach, lecz w ciekawość.

Bliskość a wstyd

Pisanie introspektywne to praktyka budowania intymności, a nie uciekania od niej z powodu poczucia wstydu. Żeby podzielić się z kimś czymś, co uważamy, że jest wstydliwe, potrzebna jest odwaga. Nawet jeśli jest to osoba właściwa, która dobrze nam życzy i nas akceptuje, może pojawić się uczucie rodzaju: jeśli to powiem, to coś nieodwracalnie stracę. Pytanie, jakie należy sobie wtedy zadać, to czy traci się swoją godność, czy fałszywość.

Warto patrzeć na swoje myśli takimi jakimi są. Bez obsesji, bez obawy, że coś jest nie tak z moją głową. Wtedy się nie nosi w sobie przesądów ani strachu przed reakcjami własnymi i innych. Można wtedy mówić o wewnętrznym równouprawnieniu: mam taką myśl i taką i są ze sobą w dialogu. Jak nie mówi się tego co się myśli, to to i tak zostaje w sercu i tam się kisi. Bez poczucia wolności, że ja mogę mówić co chcę, ciągle pojawia się strach: a co oni o mnie pomyślą?. Wtedy kontakt jest sztuczny. Jeśli go wybiorę, nikt mnie nie pozna naprawdę. Jak mam wtedy poznać siebie?

Przekonania zbyt idealne

Pisanie introspektywne kwestionuje stwierdzenia rodzaju cała wiedza jest we mnie i jestem miłością. Dla mnie osobiście są to założenia nietrafione. Uważam, że gdyby miłość była naszym rdzeniem, a rzeczona wiedza pomagała nam ją realizować w świecie, to wyglądałby on inaczej. A jako że dzieją się w nim rzeczy okrutne, wnioskuję, że wiedzy o realizowaniu miłości w życiu nie posiadają wszyscy. Co więcej, gdyby sami byli miłością, posiadali by ją zawsze – była by nierozłączna z ich tożsamością.

Podczas introspekcji jasno widać, że nasze myśli są naprawdę zróżnicowane. Wychodzi wstyd, wychodzi strach. Czy takie emocje przeżywa ktoś, kto jest miłością lub ma całą wiedzę o wszechświecie w sobie? Kogo miałby się bać i przed kim wstydzić, jeśli wszyscy inni też byliby tacy? Mam raczej przekonanie, że jesteśmy zdolni do otwierania się na miłość i przekazywania jej dalej oraz do uczenia się o sobie i świecie.

Bodziec do zmiany

Dowolny nastrój (odzwierciedlający się w większości codziennych, pokojowych sytuacji), który nie brzmi podobnie do: jestem zadowolony, dobrze mi, fajnie się czuję, lubię tę chwilę, nic więcej nie mam i jest mi radośnie, lubię swoją głowę i innego pokojowego człowieka obok mnie, każdy inny to sygnał, że może warto by coś zmienić – w sobie lub wokół siebie – chociażby pozycję ciała.

Zmienić nastawienie, tak się łatwo mówi. A dlaczego jest to trudne? Bo jak się przyzwyczaję do swojego nastawienia, to trudno jest mi je zmienić, nawet, gdyby było dla mnie niekorzystne. Taki czasem jestem uparty. Mogę też zrzucić odpowiedzialność na mózg, ale to na dłuższą metę też uszczupla umysł. Ja bym tutaj, właśnie poprzez pisanie introspektywne, wziął odrobinę tej odpowiedzialności na siebie – do tego zachęcam poprzez swoją misję. Nie całą na raz, ale chociaż odrobinę. Przynajmniej na początek. Później można się rozkręcić.

Przedstawiam tutaj techniki i wiedzę z zakresu introspekcji i pisania, wybiegając również w obszary duchowości. Jest to strona narzędziowa – dla osób, które chcą sobie poukładać pewne sprawy i pogłębić czy poprawić relacje międzyludzkie. Oczywiście, pisanie może być traktowane jako rodzaj modlitwy. Osobiście tak właśnie je traktuję. Może być też medytacją lub zwyczajnym ćwiczeniem psychomotorycznym. Do koloru, do wyboru.

Ależ pan interesowny

Ostatnia rzecz, o której chcę wspomnieć, to dlaczego z czegoś na pozór osobistego robię kursy i stronę internetową.

Zaczęło się od tego, że kiedy wyjechałem do Indii, podeszła do mnie jedna z wielbicielek Kryszny i spytała, o czym ja tyle piszę. Zapytała mnie, czy taka praktyka może jej pomóc w wielbieniu Boga.

Opowiedziałem jej o tym, co robię. Nazwała to technologią myśli i poprosiła, żebym to opisał i zrobił z tego warsztat. Ucieszyłem się. Pewnie, odpowiedziałem.

Mam smykałkę do uczenia, moi rodzice wykładali swojego czasu na uczelniach. Poza tym robiłem wtedy warsztaty z masażu, więc zrobię z masażu papieru, pomyślałem. Potem się nasiliło – coraz więcej osób pytało mnie o co w tym chodzi i pytali głębiej, jak dokładnie to robić. Zacząłem więc spisywać instrukcje.

Podpowiedziano mi, żebym zrobił kurs online. Wtedy zrozumiałem, że trzeba to zrobić porządnie, przekazać od samych podstaw, a na to potrzeba czasu. W tym samym okresie skończył mi się mój ostatni kontrakt z firmą, której świadczyłem usługi programistyczne. Zdecydowałem, że pójdę na całość w pisanie, że będę tego uczył, że zrobię ofertę, bo za coś przecież muszę żyć. Potem były warsztaty praktyczne, dużo pisania. Widziałem jak ludzie się otwierają, jak tworzą dla siebie przestrzeń na wypowiedzenie tego, co im ciążyło, o czym zapomnieli.

Zawsze padało pytanie: czym to się różni od pisania pamiętnika?, a po warsztatach już nikt nie miał wątpliwości, że różni się mocno. Na swoich warsztatach miałem już psychologów, psychoterapeutów, coachów, nauczycieli jogi, HR-owców, pisarzy, krytyków sztuki, i przedsiębiorców.

Jaya Śri Rādhe

Wierzę, że to co robię, jest kontynuacją tego i mieszanką tego, co robiłem wcześniej: programowania, konsultacji ajurwedyjskich, praktyki Reiki, masaży i pisania dzienników. Czuję nieustanne wsparcie, że to co robię jest dobre i mam pewność, że chcę to robić. Motywuje mnie to, że mam z tego również uczciwe pieniądze – tak, jest to jedna z motywacji, ale nie najgłębsza. Tej najgłębszej pragnę bezustannie i czuję, że i ona pragnie mnie.