Kategorie
głębokie rozmowy

Duchowość i BDSM – co je łączy?

Mniej więcej: 7 min. czytania

Temat seksu i duchowości zawsze jest gorący. To jak placki babci i piersi kochanki coś co dawałoby do myślenia, gdyby nie fakt, że trudno się przed tym opanować i zaobserwować jakieś ciekawsze spostrzeżenie. To z perspektywy faceta.

Ostatnio koleżanka mówiła mi o tym, jak bardzo tęskni za swoim byłym, który był ponoć niezły w tzw. BDSM, czyli bondage, domination, sadomasochism. Jednym hiszpańskim słowem – atame! A po polsku… weź mnie wychłostaj!

Zaczęło się od tego, że sam niedawno rozstałem się z dziewczyną. Siedziałem w pracy i jakoś nachodziły mnie myśli, że z kimś bym pogadał o uczuciach, a nie bardzo chciałem zaczynać temat wśród inżynierów i to jeszcze w nowej firmie.

– Wczoraj się wyprowadziłem – napisałem. – Było grubo. Brzuch mi jęczał, ale przeżyłem.

– A ona była? – spytała koleżanka.

– Nie. Spakowałem się z kumplem, potem mój brat pomógł mi jeszcze przewieźć rzeczy.

– To dobrze. A teraz co, ulga?

– Rano spokój, ale w robocie jakiś trochę jestem rozbity. Właśnie sobie zaparzyłem podwójną melisę i postanowiłem popisać z kimś doświadczonym.

Trochę kontekstu. Koleżanka też od niedawna jest sama, więc sobie czasem dodajemy otuchy.

– Trudne są takie rozstania – napisała. – Ale wierzę, że jak raz przejdę uczciwie wszystkie etapy bólu po stracie, to już będzie łatwiej.

– No, ma to sens. Dla mnie najgorsze byłoby rozstanie połowiczne.

– Tak, bo się czeka i żyje nadzieją.

– Co za rozmowy, jak Anonimowi Rozstańcy.

– Anonimowi Depresanci też są.

– A Anonimowi Desperaci?

– Są. Ale trudno utrzymać taką wspólnotę, bo to wymaga zaangażowania członków. A ludzie, którym jest lepiej i którzy wyleczą się z rozstania lub depresji, nie wrócą. Brak takich, którzy dzielą się wieloletnim doświadczeniem. Dlatego uzależnienia się sprawdzają.

– Czemu?

– Bo uzależniasz się od wspólnoty, he, he!

Jak widzicie, koleżanka chodzi na meetingi. Jeszcze nigdy w nich nie uczestniczyłem, ale byłem na terapii i o nich słyszałem. Czytałem też książkę o DDA (dorosłych dzieciach alkoholików) i dwunastu krokach – ciekawy temat.

– A tobie jak dzisiaj? – spytałem. – Brzuch, trzęsienie dupy, sentymenty?

– Zmęczona zlotem (meetingiem). Mega emocje i dużo łez. Ale nie, nic z tych rzeczy, o które pytasz. Chciałabym już móc uprawiać seks po prostu bez moralniaka.

– To zaproszenie czy dopiero flirt?

– Z tobą już to robiłam, więc zapytałabym wprost. Na razie nie umiem, mam blokadę.

Aha, kontekst. No więc poznaliśmy się jakieś siedem–osiem lat temu. Zaszaleliśmy raz i tyle. A że jakoś fajnie nam się gadało, to po latach niedawno znowu się zgadaliśmy na fejsbuku i zaczęliśmy rozmawiać.

– Rozumiem taką blokadę – odpisałem. – Nie chce mi się bez miłości seksić. Nawet nie chodzi o moralność, tylko emocjonalnie po takiej zabawie czuję się jakiś pusty. A to co innego.

– No, rozumiem cię. Ja bym się popłakała pewnie i miała wyrzuty sumienia. Zmieniło mi się mega w tej sferze. Teraz potrzebuję bliskości i czułości i mam awersję do całego klimatu BDSM.

Ano, kontekst. No więc te siedem–osiem lat temu odkrywałem, co ten skrót oznacza, a jak wiadomo – najlepiej uczyć się na praktycznych przykładach. Także ona pamiętała mnie jeszcze jako takiego… kierownika produkcji.

– Pomiziać się, przytulić, film obejrzeć – napisałem. – Takie coś jest fajne.

– To to już w ogóle bym ryczała.

– Nie no, BDSM to agresja w oprawce, obsesja zamiast kontaktu.

– Jak jest miłość, to nie. To piękny akt oddania. Tylko że zanim to zrozumiałam, zanurzyłam się w gównie po pachy.

– He, he.

– Chyba jak się poznaliśmy, to byłam bardzo zafascynowana albo zaczynałam.

No właśnie. Także wspólne fascynacje, najlepiej jeszcze przy oparach lufek i flakoników.

– BDSM fujka – powiedziałem.

– Mega sobie krzywdę tym zrobiłam.

– Lekkie zabawy dominacji w łóżku, wiadomo, spontan. Ale jak już się planuje jakieś zabawki, sznury i pozycje, teksty, yyy… Dobry role-play wychodzi naturalnie, wyobraźnia w słowie przy czułym zbliżeniu. Humor, ekscytacja z inteligencji, tworzenia światów w trakcie.

– Słuchaj. Jeśli tak masz, to jesteś w mniejszości. Faceci nie umieją się bawić w wyobraźnię i spontaniczność w seksie.

– Umieją, umieją, tylko trzeba ich cierpliwie łowić. Ale pewnie racja, że mniejszość.

– Umieją tylko w to, co sami chcą, czyli w monolog seksualny, i rzadko umieją czytać z ciała i z tym płynąć.

– Bo ogólnie mało czytają – dodałem.

– Namiętność jest zaprzeczeniem mężczyzny – wysnuła. – Bo ego nie pozwala im się przyznać, że nie wiedzą i bazują na pornosach.

– To się z takimi nie spotykaj. Są inni. Nie mów tak o facetach.

– Dzięki za przypomnienie.

Po tym radosnym wstępie przeszliśmy do tematów subtelniejszych. Zaczęliśmy rozmawiać o duchowości i jakoś temat BDSM trochę się przewijał. Pamiętam, że jak jeszcze dobrych kilka lat temu jechałem pociągiem przez pola i łąki i dopiero zaczynałem się fascynować filozofią bhakti-jogi, to przyszło mi do głowy porównanie z BSDM. Zawsze mówiłem sobie: „o, kiedyś o tym napiszę”, ale jakoś nie było okazji. Nadarzyła się dopiero teraz albo lepiej – dopiero teraz zorganizowałem czas, aby opisać ten fenomen analogii z obszarów, które pozornie nie mają ze sobą wiele wspólnego.

– Ostatnio byłem w Indiach – powiedziałem. – No i fajne rzeczy mi wyszły na medytacjach.

– Co na przykład?

– Przez pierwszych kilka dni medytacji miałem właśnie dużo obrazów BDSM. W umyśle z moją eks. Trudnomi się było skupić, a któregoś razu się zorientowałem, że to jestem ja.

– W jakim sensie?

– Że jestem niewolnikiem zmysłów. Że chłostam siebie dla pseudo przyjemności, która koniec końców tylko mnie męczy, otumania i nie rozwija. Że robię to swojej duszy, a oprawcą jest nienasycony umysł. No i wtedy zrobiłem w głowie krok wstecz, żeby się temu przyjrzeć i przestało mnie to kontrolować.

– OK…

– A cała ta zabawa nagle zaczęła wyglądać śmiesznie i przestała na mnie działać.

– Ooo… Nie spotykam się teraz z nikim, ale biorę to za dobrą radę.

To było jakieś dwa miesiące temu. Bardzo ciekawe doświadczenie. Jest taka popularna mantra, która mówi „ty jesteś tym” i ma mnóstwo znaczeń. Jednym z nich jest dla mnie to, że jesteś tym, co właśnie obserwujesz w swoim umyśle. Oczywiście nie jest to wniosek końcowy, bo nie jesteśmy swoim umysłem ani ciałem. Ale gdy jesteśmy przywiązani do obrazów, słów i odczuć umysłu, to nasza tożsamość jest z nimi również powiązana. W przypadku wyobrażeń BDSM, które sprawiają przyjemność, taką tożsamością jest „ten, który czerpie przyjemność”, z angielskiego enjoyer. Tylko wtedy takie obrazy czy sama czynność mogą sprawiać przyjemność, kiedy wierzymy, że to my jesteśmy jej beneficjentem, a seks czy BDSM jest procesem do jej uzyskania.

– Człowiek potrzebuje się oddać duchowi – napisałem – a nie komuś innemu, żeby ten podsycał jego podniecenie. To jest wynik dążenia do ekstazy i intymnego kontaktu, ale w BDSM to iluzja.

– Szkoda na to energii. Ale żeby zrozumieć, o czym piszesz, chyba musiałabym mieć dłuższy wykład.

– W skrócie:naszą naturalną skłonnością jest służenie, bo ono daje nam spełnienie.

– Polubiłbyś nas w AA i NA (Anonimowi Alkoholicy i Anonimowi Narkomani). To jedna z podstaw naszego zdrowienia, ale mów dalej.

– Pewnie, że bym was polubił. No więc BDSM na tym bazuje, ale zamiast spełnienia jest podnieta i orgazm, a potem nieuchronna separacja i koniec spełnienia. Bo człowiek pragnie relacji ciągłej, a tę może mieć tylko w połączeniu duchowym.

– Pisz, pisz.

– Także sługa ducha, który o nim nie wie, będzie służył zmysłom i tym, którzy je dotkną. Wtedy czuje, że żyje, że jest potrzebny. To taka odwrotność palca bożego. Krzywe zwierciadło, w którym uwielbiamy się oglądać, choć nie widzimy w nim prawdy.

I tutaj koleżanka zadała fajne, proste pytanie.

– Co to znaczy służyć duchowi? Chodzi o bezinteresowność, intencje? O jakieś ogólne,  wyższe dobro?

– Nie. Chodzi o indywidualną relację z Bogiem. Tak jak w BDSM masz osobistą relację ze swoim panem.

– Mhm…

– Jak już się w takiej relacji jest, to efektem ubocznym jest wyższe dobro i bezinteresowność, bo działasz wtedy z ekstazy, której nikt ci nie odbierze. Nie ma zazdrości jak w przypadku mistrza z BDSM ani niepokoju, że odejdzie, znudzisz mu się albo przestanie cię kręcić.

– A jak pracować nad osobistą relacją z Bogiem?

 Tu wysłałem jej link do swojej podstrony o podejściu duchowym.

– Przede wszystkim robić rzeczy dla niego. Oddawać mu swoje emocje. Także jak robisz sobie wodę do picia czy posiłki, to w myślach podarować to najpierw jemu, a potem przyjąć to samemu. I tak ze wszystkim. Każdy z nas ma jakieś naturalne odczucie tego, czym jest Bóg, jako coś pozytywnego. I od tego można zacząć jego odkrywanie.

– Ciekawe.

– Żeby to szło z emocji.

– Tak, tak. To krok drugi na meetingu. Uwierzyliśmy, że siła większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie psychiczne.

– No i super. Warto też się inspirować wiedzą, której celem nie jest nawracanie, tylko zwiększenie świadomości.

– O to to!

– Jak pójdziesz w tę stronę, to znajdziesz faceta z wyobraźnią. Bóg ma największą, więc facet w nim też daje radę.

– Olać mężczyzn. Ja tu siebie chcę odnaleźć całą. Chyba potrzeba mi kontaktów z ludźmi, którzy poszli w tę stronę.

– To najlepsza opcja. Nie skupiać się na facecie czy lasce, tylko na łasce.

– He, he, dobre. Dziękuję!

– Ostatnio przyjaciel mi podpowiedział: „W sztuce Aikido rzecz polega na tym, że energia atakującego trafia do niej/niego z powrotem”. Tak samo tutaj. Namiętność, którą obudziło w tobie BDSM, podaruj Bogu. On jest mistrzem Aikido, a ta namiętność to jest po prostu energia bez wstydu i poczucia winy. On to przyjmie, uwielbia emocje i oddanie, będzie twoim najlepszym mistrzem. Będzie cię wprowadzał w lepsze sytuacje życiowe niż mistrz z piwnicy. A posmak i spokój będą dawać spełnienie.

– Nie umiem tego zobaczyć poczuć. Jak przełożyć to na relację z Nim? Ale pewnie wymaga to czasu i pracy.

Jak ja lubię, gdy ktoś tak mówi. Nie odrzuca pomysłu relacji z Bogiem, tylko przyznaje się do tego, że tego po prostu nie czuje i jeszcze myśli o tym, że wymaga to wysiłku– jak w każdej relacji.

– Właśnie dlatego fajnie zacząć od podarowania mu jedzenia. Bo to będzie wpływać na myśli powoli. Bez pośpiechu.

– I to już brzmi przystępniej.

– Ty już jesteś OK dla Boga, pamiętaj.

– I się poryczałam.

No i fajnie. Zawsze chciałem napisać o tej relacji bhakti-jogi z BDSM. Uważam, że wszystko można widzieć przez pryzmat duchowości – każde ludzkie zachowanie, perwersję czy zboczenie. Nie po to, żeby je usprawiedliwiać czy pochwalać albo budować sobie podłoże do pobłażania, ale ku zrozumieniu. Świadomość ma to do siebie, że psuje te zabawy, które nie mają sensu dla jej rozwoju. Ale robi to z kreatywnym uśmiechem i szuka innych, które warte są naszego czasu.

Zabawne jest to, że cała ta pogawędka z koleżanką zaczęła się od mojego poczucia pustki i potrzeby relacji z drugim człowiekiem, nie z Bogiem. Ale kiedy się rozmawia z człowiekiem i pomyśli o Bogu, to takie rozmowy są super, podnoszą na duchu i budują naszą relację z Nim.

Dzielę się tą wymianą zdań i swoimi przemyśleniami nie z potrzeby ekshibicjonizmu, ale dlatego, że być może takie spojrzenie na BDSM pomoże niektórym oderwać się od nienasycenia, tak jak pomogło mi. A jak ktoś chce dalej szaleć, to miłość cierpliwa jest i naprawdę nie mam zamiaru nikogo obrazić.

Korekta: Marta Mandżak-Matusek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *