Kategorie
opowiadania

Miękkie kopyta

Mniej więcej: 3 min. czytania

Dziś w nocy, jak wielu innych Polaków w mniejszości, śniłem, że podkładam materiały wybuchowe w budynkach pewnych instytucji państwowych. Uciekając przed wścibskimi służbami, schodziłem klatką schodową do piwnicy, gdzie znajdowała się stacja metra. Światła na jej peronach były wygaszone, a wyświetlacz, który z reguły odlicza czas przyjazdu składu, obwieszczał: niestety, niewypał.

Stwierdziłem, że wolę w takim razie wyjść na dwór niż wsiadać do pociągu na tej ciemnej stacji, tym bardziej, że pamiętałem ją jeszcze z poprzedniego snu, w którym gonił mnie płonący Jowisz. Wolałem więc pójść się przewietrzyć.

Ściana budynku, wzdłuż którego przyszło mi iść, miała kilka par niebieskich, dwuskrzydłowych, niedopasowanych drzwi. Za każdą z nich stał koń. Przystanąłem przy boksie, w którym z nogi na nogę przestępował czarny kucyk. Ruszył powoli w moją stronę. Poczułem strach.