Kategorie
opowiadania

Szampon niezgody

Mniej więcej: 3 min. czytania

Warszawa, rok 2016. Relacja z mieszkania przy ulicy Wilczej.

Pod prysznicem zabrakło szamponu dla gospodarza. Ponadto, ręcznik był nie na miejscu, gdy ten kończył kąpiel. Gospodarz wyszedł z łazienki i w złości powiedział, co myśli o swoim gościu.

Według gospodarza gość wyczerpał ostatnią porcję szamponu. Według gościa, można by jeszcze buteleczkę wypłukać i uzyskać z niej taką ilość szamponu, która w zupełności wystarczyłaby do umycia króciutkich włosów gospodarza.

Gospodarz podsumował życie osobiste swojego gościa w następujący sposób: „W ogóle nie masz takiego zwykłego poczucia mieszkania z kimś pod jednym dachem. To tylko świadczy o braku twojej empatii. Zachowujesz się jak zupełny egoista. Nie myślisz o innych, za grosz! Czy przyszło ci w ogóle do głowy, że ja też chciałbym skorzystać ze swojego szamponu?”, tutaj sam odpowiedział sobie na pytanie, „No właśnie, nie przyszło! Jesteś naprawdę wspaniałym facetem, ale nie wystarczy być uduchowionym lekkoduchem! Rozumiesz?”

Kontynuował: „Ty w ogóle nie masz podejścia do sfery praktycznej. Chcesz wskazywać ludziom drogę, pokazywać im, jak żyć i świecić przykładem, ale w takich prostych sprawach jak ręcznik i szampon w ogóle, ale to za nic, nie wiążesz końca z końcem. Miarka się przebrała, naprawdę! Nic nie robisz w tym domu, tylko z niego korzystasz, a to jest moje gniazdo. Moje, słyszysz? I czuję się tak, jakbyś podkradał mi z niego jajka!”

„Jestem zły!”, dodał na koniec z impetem, „I nie mów mi, że widzisz, że jestem zły! Nie szantażuj mnie!”. Do domu wszedł drugi gość. Gospodarz powiedział: „Właśnie się pokłóciliśmy”.

Gość pierwszy, ten, który zużył resztki szamponu, spakował się i poszedł do sklepu po szampon. Po drodze przemyślał swoje postępowanie. Był bardzo uduchowiony, przynajmniej według gospodarza, więc nie szargała nim złość za jego niesprawiedliwe oceny. Wręcz przeciwnie, starał się być wdzięczny za to, co usłyszał, choć nie przychodziło mu to z łatwością.

Przypomniał sobie, jak podczas krótkiego pobytu u gospodarza, zrobił do jego domu zakupy. Jak wysprzątał mu lodówkę, przyrządzał wspólne śniadania i karmił jego psy. „Wszystko to jednak wymówki”, pomyślał w obecnej sytuacji, „sprawa dotyczy przecież ręcznika i szamponu. Poza tym, słowa gospodarza zostały wypowiedziane po złości. Lepiej nie brać ich do siebie przesadnie”.

„Ludzie w złości mówią rzeczy niezwykle przykre”, myślał dalej. „Dodatkowo, mają wtedy tę potoczystość, to przekonanie o własnej prawdzie, nie zdając sobie sprawy, że gdzieś kumulowali w sobie gniew i nie umieli go wcześniej wyrazić w sposób opanowany. Powody mogą być różne, mnie na przykład zdarza się tak robić ze strachu”.

„Tak więc człowiek może się bać, że ktoś go źle zrozumie”, myślał dalej, „że go odrzucą lub znielubią, jeśli powie na przykład, że coś go irytuje lub że jest na kogoś zły. Niestety, prędzej czy później ciężko jest powstrzymać napięcie i tacy ludzie przechodzą w złość, która ich konsumuje. Ciężko wtedy poddać się refleksji”.

Gość nie przerywał myślenia. Spodobało mu się. „Słowa wypowiedziane w złości należy puścić w zapomnienie. Jeśli coś z nich trafi do serca, to przemyśleć ich treść w sposób chłodny, analityczny, ale nie łączyć ich z obrazem człowieka, wypowiadającego je w złości. Trzeba zawsze starać się zobaczyć w drugim człowieku jego potencjał oświecenia i jego moc współczucia, czegokolwiek by nie mówił”.

Spojrzał w chmury i kontynuował: „Wyobrazić sobie jego podróż przez niezliczone wcielenia, jego niespełnioną potrzebę znalezienia schronienia. Należy rozumieć złość, która wybuchła przy okazji tak banalnych okoliczności, jako objaw braku miłości. Następnie należy kupić szampon, odwiesić prawidłowo ręcznik, przeprosić gospodarza i opuścić jego dom. Robić swoje. Nie wyobrażać sobie, że robi to z zawiści. Nawet, jeśli się to wie. Bo to szkodzi, wszystkim”.

Znalazłem tę relację, porządkując notatniki. Napisane gdzieś cztery lata temu.

Jak nietrudno się domyślić, gościem numer jeden, czyli tym, który zużył cały szampon, byłem ja. I jak patrzę teraz na ten tekst, to dzisiaj pewnie w drodze po szampon myślałbym inaczej. Gdybym wywinął taki numer, w głowie miałbym tylko: „No ma rację, zjebałem. Umyłem se łeb i tyle mnie obchodziło. Też bym się wkurzył”.

Na pewno tamte pokrętne myśli były i nadal są wartościowe, lecz przyznam, trochę oddalone od codzienności. A jak to bywa z górnolotnością, bez poczucia codzienności traci ona na wartości.

Gdy sięgnę pamięcią, to miałem w życiu kilka takich sytuacji podczas podróży w poszukiwaniu siebie, w których zabrakło mi uziemienia i bezwiednie doprowadzałem ludzi do furii. Oczywiście, wiem że ich emocje to ich odpowiedzialność. Mimo to, gdy sprawy ponownie nabrały dla mnie ziemskiego wymiaru, to jakoś łatwiej mi zrozumieć, łatwiej mi się wczuć, że taki nieuziemiony, duchowy element społeczny, to istota o tyle inspirująca, co denerwująca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *